Kamil Nowak, czyli jak sam o sobie mówi: zaangażowany ojciec, odkrywający świat razem z żoną i trójką swoich dzieci. Wierzy, że tak jak dzieci uczą się wielu rzeczy od rodziców, tak rodzice mogą się nauczyć wielu rzeczy od dzieci. Zawodowo przedsiębiorca, właściciel i udziałowiec w licznych spółkach z branży nowoczesnych technologii, branży wydawniczej, branży deweloperskiej oraz gastronomicznej.
Artur Maciorowski: Własny blog czy zewnętrzne kanały social media? 150.000 wizyt czy 600.000 fanów na FB? – co jest kluczowe z punktu widzenia influencera?
Z mojego punktu widzenia jeśli ktoś ma taką wewnętrzną misję, by swoimi treściami coś zmieniać, pomagać i wnosić wartość do czyjegoś życia, to powinien być tam, gdzie są ludzie. Pytanie więc gdzie są nasi ludzie, do których chcemy docierać. Ta odpowiedź będzie się różniła w zależności od tematyki, którą chcemy poruszać. Dla jednego więc lepszy będzie blog, dla drugiego media społecznościowe. To co jest moim zdaniem kluczowe, to umiejętność podążania za naszymi odbiorcami, a powiedziałbym nawet wyprzedzania ich ruchów.
Dzisiaj Facebook jest królem, ale za rok może nim być Instagram, a za dwa lata TikTok. Nie wiemy co przyniosą kolejne lata i jak dla mnie ta zmienność jest największą zaletą współczesnego świata, bo nie tylko wzmaga kreatywność twórców, ale i spełnia rolę takiego sita, przez które przebiją się tylko najwytrwalsi. Wyłącznie na naszym podwórku historia zna setki przypadków, kiedy twórcy było tak wygodnie na swoim blogu i był tak przekonany, że nie musi wchodzić w media społecznościowe, że w ciągu ledwie kilku lat jego bloga przykryła gruba warstwa kurzu. Jak to mówił Bear Grylls: Improvise. Adapt. Overcome. Nie chce ci się wyjść naprzeciw oczekiwaniom ludzi, dla których tworzysz? Żaden problem. Ktoś z przyjemnością zajmie twoje miejsce. W dzisiejszym internetowym świecie nie ma miejsca dla ludzi, którzy osiedli na laurach i dalej wierzą, że ludzie będą ich wielbić za sam fakt istnienia. To jest piękne.
Artur Maciorowski: Edukacja, rozrywka, emocje, wsparcie… – jaki content najbardziej angażuje odbiorców (w tym rodziców)?
Po raz kolejny muszę zrobić rozgraniczenie. Jeśli poprzez angażowanie odbiorców, mamy na myśli docieranie do jak największej ich liczby, to zdecydowanie tymi najskuteczniejszymi treściami będą te najprostsze, w formie cytatów czy memów. W końcu z nimi najłatwiej jest się zapoznać, one najszybciej angażują i je najłatwiej jest udostępnić dalej.
Jeśli natomiast pod pojęciem angażowania odbiorców rozumiemy nawiązywanie silnej relacji z nimi, to tutaj już musimy zbudować silniejsze fundamenty i nie tylko uzbroić się w wartościową wiedzę, którą chcemy przekazać, ale i właściwą formę, dzięki której z tą wiedzą dotrzemy do jak największego grona odbiorców. O tym, że nie powinno się bić dzieci, mówiono już od lat, zanim ja zacząłem swoją działalność, ale byłem jednym z pierwszych, który z tym przekazem zaczął docierać do milionów.
Najlepszą radą na chwilę obecną jaką mógłbym dać twórcy, to połączyć obie te formy. Traktujmy proste treści (jak cytaty i memy) podobnie jak ulotki rozdawane na ulicy, a z kolei większe treści traktujmy jako naszą przykładowo restaurację. Ulotka musi być zachęcają, by klient zwrócił na nas uwagę, ale i sama restauracja też musi trzymać poziom, jeśli chcemy by z nami został na dłużej.
Artur Maciorowski: Ulubiony/najskuteczniejszy „trick” gwarantujący duży zasięg i równie duże zaangażowanie w social mediach to…
Tworzyć jak najwięcej treści. Nie ma magicznego sposobu. Tak samo jak nie ma czegoś takiego jak płaski brzuch dzięki trzyminutowym brzuszkom 🙂
Ludziom się czasami wydaje, że jest właśnie jakiś „trick” na wiralowe treści, ale prawda jest taka, że każda wrzucana treść jest wrzucana z nadzieją na wiral. Z kolei wiral udaje się raz na sto lub nawet raz na tysiąc postów. Jedynym znanym mi więc sposobem na zwiększenie swoich szans, to tworzenie większej liczby treści oraz (to jest część bardzo często pomijana) słuchanie swoich odbiorców. Często widziałem takie przypadki twórców, którzy wymyślili jakąś świeżą formułę i zaczęli generować mega ruch, mega zasięg i mega zaangażowanie, ale kiedy rok później już wszystkim się to przejadło, to oni dalej tworzyli dokładnie to samo. Efekt był taki, że tak szybko jak się wznieśli na szczyt, tak szybko upadli. Pycha i przekonanie o swojej nieomylności zabija bloga szybciej niż George Martin kolejne postacie w Grze o Tron.
Artur Maciorowski: Polityka, moralność, LGBT, religia – czy – czy i jakie tematy tabu ewentualnie unikać? A może świadomie o nich pisać wbrew audytorium by generować zaangażowanie?
Musimy sobie odpowiedzieć czy temat jest ważny dla nas i dla naszych odbiorców? Jeśli tak, to nie ma co bawić się w półśrodki i unikać jakiegoś tematu, „bo ludzie odejdą i będziemy mieli mniej lajków”. Ja na tę chwilę już trzykrotnie przebijałem barierę 600000 fanów na Facebooku, bo co ją przekroczyłem to znowu poruszałem jakiś „kontrowersyjny” dla wielu temat i znowu traciłem tysiąc czy dwa tysiące. Tylko, że dla mnie ten kontrowersyjny temat był tak ważny, że musiałem go poruszyć, bo inaczej nie potrafiłbym sobie spojrzeć w lustro i nie potrafiłbym za 10 lat powiedzieć moim dzieciom, że zachowałem się jak tchórz, bo bałem się, że mi zasięgi spadną. Myślę więc, że odpowiedź na to pytanie to głównie kwestia priorytetów (i jak wspomniałem wcześniej również odpowiedniej grupy docelowej, bo poruszać na grupie miłośników mięsa, że w Zambii Południowej dyskryminuje się wegetarian, to jakby nie najlepszy pomysł).
Artur Maciorowski: Kiedy hobbystyczne blogowanie staje się pełnoetatowym zajęciem pozwalającym porzucić pracę zawodową?
Wtedy gdy pozwala nie głodować i utrzymać dach nad głową? To chyba najbliższa prawdzie odpowiedź. Chociaż dodałbym, że moment porzucenia pracy zawodowej osobiście polecałbym odłożyć na moment, kiedy będziemy mieli już kilkumiesięczną poduszkę finansową, bo niestety, ale większość twórców nie ma stałego źródła dochodu, co w przypadku braku finansów kończy się albo powrotem do pracy (i zaniedbaniem działalności internetowej) albo braniem każdej współpracy jak leci, nawet tych słabych, na czym traci wizerunek twórcy i jego wiarygodność u odbiorców. Bierz tylko te współprace, które wziąłbyś, nawet gdyby ci nie zapłacili, bo tak bardzo rzeczywiście wierzysz w dany produkt, to najlepsze podejście jakie może być w tym temacie.
Artur Maciorowski: Jak wygląda typowy dzień topowego blogera? 🙂
Właśnie problem jest w tym, że wygląda z boku wyjątkowo przeciętnie, bo większość czasu „w pracy” spędza się przed komputerem odpisując na maile, komentarze, bądź tworząc kolejne treści. Czasami jak widzę innych, którzy nagrywają każdy swój dzień i pomyślę, że miałbym robić podobnie, to zanudziłbym ludzi na śmierć 🙂
Artur Maciorowski: Najskuteczniejsza forma współpracy marka-influencer to… (i dlaczego :)?
Przede wszystkim najlepsze są współprace długofalowe, bo odbiorcy widzą wtedy twórcę jako kogoś spójnego, a nie jako osobę, która raz reklamuje jeden bank, później drugi, a przez weekend jakieś ubezpieczenie i pralkę. Odbiorcy powinni być dla twórcy priorytetem, gdy podejmuje się współprac, bo ich zadowolenie powoduje również zadowolenie po stronie marki. Dodatkowo w przypadku współprac długofalowych jest większa możliwość na puszczenie wodzy wyobraźni, na większą kreatywność i większą naturalność w tym co robimy.
Co do strony twórcy i jego zadowolenia (w końcu za pracę też należy się wynagrodzenie), osobiście jestem zdania, że każdy twórca powinien sam sobie odpowiedzieć na pytanie ile jego zdaniem jest warta reklama u niego, a następnie się tych stawek trzymać niezależnie od tego czy przychodzi do niego międzynarodowa firma czy lokalny sklep spożywczy. Ewentualnie podnosić lub obniżać, zgodnie z prawem popytu i podaży. Lepiej jedna w reklama w miesiącu za 5.000 zł, niż 7 reklam po 1.000 zł.
Artur Maciorowski: Typowe grzechy blogerów i marek w ramach wzajemnej współpracy to…
Grzechy twórców? Branie zbyt wielu zleceń, robienie ze swojej strony słupa ogłoszeniowego, brak oznaczania współprac, oszukiwanie czytelników, przekłamywanie statystyk… Myślę, że grzechem wielu jest też znaczne przecenianie swoich możliwości. Niektórzy po 3 miesiącach tworzenia i napisaniu 7 tekstów myślą, że mogą dyktować warunki i oczekiwać pięciocyfrowych kwot za pierwszy lepszy wpis, który w porywach przeczyta setka osób.
Z kolei jeśli chodzi o grzechy marek, to najpoważniejszym jest zakładanie, że to obowiązkiem twórcy jest sprzedawać. To jest nawet coś więcej niż głupota. To błąd. Sprzedać produkt to może agencja reklamowa, za pomocą wielomiesięcznych działań, przygotowań, narad, testów itp. Przerzucanie całej tej odpowiedzialności na jednego twórcę, od którego wymaga się czasami nawet by wpadł na pomysł kampanii, jej hasło, główny przekaz itp. to absurd. Poza tym nawet najlepszy twórca nie sprzeda kiepskiego produktu.
Twórcę można bliżej sklasyfikować jako medium, podobne do telewizji radia czy gazety, który ma w chwili obecnej dwie wartości, którymi wygrywa ze starymi mediami. Po pierwsze, generuje wartość dodaną – żeby iść do telewizji, trzeba opłacić nie tylko czas antenowy, ale i wykonanie spotu reklamowego. Z kolei twórca nie tylko daje nam ekspozycje w swoim medium, ale dodatkowo w tej samej cenie tworzy również swoisty „spot reklamowy” (czy to tekst czy video), który marka może później również sama wykorzystać w swoich kanałach. Nie tylko więc płacimy mniej, ale również dostajemy więcej i coraz więcej marek to docenia. Drugą wartością twórców jest natomiast to, że na chwilę obecną, nawet ci najwięksi są po prostu niesamowicie tani, w porównaniu do mediów tradycyjnych. To prawda, że często trzeba zapłacić kilka, a nawet kilkadziesiąt tysięcy, ale za jedną stronę w kolorowej gazecie trzeba zapłacić sześciocyfrowe kwoty. Czy muszę dodawać, że cały nakład tej gazety (nie mówiąc już nawet tylko o sprzedanych egzemplarzach) jest zwykle ułamkiem zasięgu jaki wygeneruje wspomniany twórca?
Z kolejnych grzechów, które w sumie akurat bardziej dotyczą agencji marketingowych niż marek, jest zakładanie, że oni lepiej wiedzą, jak twórca powinien tworzyć przekaz do swoich odbiorców i że jak minimum 17 razy nie pojawi się nazwa produktu, jego logo i twórca nie wyczyta 73 jego nazwy, to będzie źle. To przypomina taki trochę Janusz marketing, gdzie uważa się, że najważniejsza rzecz na banerze to nazwa firmy i większe logo, a już mapka dojazdowa czy w ogóle czym się firma zajmuje to detale.
Na pewno też grzechem marek są problemy z płatnościami i dlatego też tak uczulam na poduszkę finansową (lub alternatywne źródło dochodów poza blogiem), bo zdarzało mi się otrzymywać płatności nawet po 9-12 miesiącach, a średnio było to ok. 3 miesięcy od w pełni zakończonej współpracy (mimo, że zdecydowana większość faktur miała 14-30 dniowy termin płatności).
Artur Maciorowski: Ile kosztuje współpraca z influencerem i jakie są dodatkowe źródłą przychodów
Chyba nie da się tego jednoznacznie określić. Za wpis na blogu można zapłacić 200 zł, a można i 20.000 zł. Czasami płaci się tylko za zasięg i za kliknięcia, a czasami płaci się za markę konkretnego twórcy. Czasami marce zależy na tym, by pojawić się na kanałach twórcy, a czasami, żeby w swoich kanałach przedstawić danego twórcę jako swojego ambasadora. Nie da się więc nawet jasno ustalić, że przy 100.000 fanów na Facebooku będzie to koszt 10.000 zł, bo jeden twórca będzie anonimowo prowadził „śmieszkowy” fanpage, docierający głównie do nastolatków szukających rozrywki i za reklamę weźmie 500 zł, a drugi będzie ekspertem w swojej dziedzinie i będzie docierał do podobnych sobie specjalistów, więc u niego reklama będzie kosztowała 50.000 zł.
Dla twórców poza współpracą z markami są oczywiście jeszcze inne możliwości jak chociażby współpraca afiliacyjna (m. in. w takim modelu zarabia lepszy jest blog czy własna strona, niż tylko działalność w mediach społecznościowych). Co prawda pojedynczy tekst z polecanymi produktami generuje miesięcznie kilka do kilkudziesięciu złotych na poczytnym blogu, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że takich wpisów można mieć kilkaset czy nawet kilka tysięcy, to kwoty zaczynają nabierać znaczenia. Tym bardziej, że raz na jakiś czas trafi się tekst, który trafi na pierwsze miejsce wyszukiwarki i spokojne sam wygeneruje sensowne pieniądze.
Z popularniejszych sposobów, niektórzy twórcy korzystają też z platform patronackich, gdzie ich obserwatorzy deklarują się przekazać określoną kwotę miesięcznie (5-50 zł) za dostęp np. do dodatkowych materiałów, które twórca specjalnie dla nich udostępnia. Najlepsi potrafią w ten sposób otrzymywać miesięcznie po kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Jeśli jednak miałbym przewidywać, to wydaje mi się, że najbardziej popularnym kierunkiem będzie tworzenie własnych produktów i jedyne co mi się marzy, to że jednak większość twórców wyjdzie poza współpracę z sieciami sprzedającymi koszulki czy kubki (i nawet nie chodzi o to, że mam coś przeciwko tym produktom, ani tym bardziej twórcom, którzy to robią, tylko jednak w takim układzie najwięcej zarabia mimo wszystko pośrednik, a nie twórca).
Poza powyższymi mógłbym wymienić jeszcze kilka innych pomysłów na zarabianie, ale większość generuje bardzo niewielkie pieniądze, więc w mojej opinii szkoda poświęcać na nie czas. Wychodzę z założenia, że lepiej już nie zarabiać, niż obwiesić swój blog jak choinka banerami i adwordsami, by na koniec miesiąca dostać 20 zł.
Niezależnie jednak od tego, który sposób wybierzesz, najważniejsza jest w tym wszystkim spójność. Im bardziej sposób zarabiania będzie spójny z wartościami, które przekazujesz, tym większa szansa, że to się uda. Jeśli natomiast dla dużego i szybkiego zarobku zareklamujesz coś, w co nie wierzysz, to cała przygoda może się bardzo szybko skończyć.
Artur Maciorowski: 3 trendy na rynku influencer marketing to… (rozwój bloga, kanałów SM, ale i źródeł przychodu czy ewolucja komunikacji)
Na początku wydaje mi się istotne wspomnieć, że praca marketingowców, to w pewnym sensie ciągłe zarzynanie kur znoszących złote jajka 🙂 Oni biorą każdy dobry i skuteczny pomysł na reklamę i eksploatują go tak długo, aż nie zostaje kamień na kamieniu. Kiedyś email marketing był niesamowicie skuteczny, ale nagle zaczęliśmy dostawać tyle ofert, że zaczęliśmy je ignorować. Później były pomysły typu Groupon i myślę, że każda znana mi osoba z niego skorzystała, a obecnie Groupon już praktycznie nie istnieje. Była też era adwords’ów, których skuteczność spada każdego roku. Teraz mamy reklamy na Facebooku i one też niedługo zostaną zalane przez marketingowców, przez co ostatecznie przestaną działać. Więc pierwszym trendem jaki jest pewny, to ciągła ewolucja internetowego świata i fakt, że musimy ewoluować razem z nim albo zostać zapomnianymi.
Ewolucja nie będzie jednak obejmować wyłącznie tego GDZIE się komunikujemy, ale i to JAK się komunikujemy, ze szczególnym uwzględnieniem komunikacji głosowej. Rozwiązania głosowe to przyszłość dużo bliższa, niż dość niepraktyczna (jak się okazało) wirtualna rzeczywistość. Wystarczy spojrzeć na dzieciaki, które nawet minutnik w telefonie ustawiają głosem, urządzenia przy tym nie dotykając. Także to będzie drugi trend, do którego jak twórcy musimy się przygotować, bo może naprawdę wywrócić nasz świat do góry nogami.
Z kolei trzeci trend, który jest już najmniej oparty w twardych danych, a bardziej na moim własnym przeczuciu, związany właśnie z samymi twórcami, to wymieranie twórców, którzy nie są specjalistami czy ekspertami w swojej dziedzinie wraz z rozrastaniem się dostępu do technologii. W dzisiejszych czasach jest jeszcze moda na osoby, które są popularne tylko dlatego, że są popularne, bądź mają ładną aparycję, ale z czasem takich osób pojawi się w sieci miliony i będzie bardzo ciężko się przebić przez ten tłum. Natomiast zostanie specjalistą jest już dużo bardziej wymagające i w efekcie poziom wejścia jest znacznie trudniejszy, więc tutaj wielkich zmian nie przewiduję, bo osób, które są w stanie poświęcić 3, 5, a nawet 10 lat swojego życia na samodzielny rozwój było, jest i będzie zawsze niewiele. Jeśli więc ktoś planuję swoją drogę jako twórcy, ten kierunek traktuje jako najbezpieczniejszy.
Artur Maciorowski: Dziękuję za rozmowę.
Materiał został opublikowany na łamach Magazynu Online Marketing. Artur Maciorowski pełni funkcję Redaktora Prowadzącego Magazynu.
Zobacz także
» Slider-home » 10 pytań do Bloga Ojca
« Digital i e-commerce 2020 – rozmowa z Michałem Brańskim, członkiem zarządu Grupy WP 10 pytań o neuromarketing »